czwartek, 28 maja 2015

Lopapeysa!

Kiedy pewnego dnia trafiłam na blog Kuacja, od razu zakochałam się w islandzkich swetrach zwanych Lopapeysa. Było to pewnie dobre 2lata temu... Zaglądałam, czytałam, rozmyślałam, ale bałam się, że takiemu swetrowi zwyczajnie nie podołam. Jednak nie mogłam wytrzymać i mimo wątpliwości zdecydowałam się zamówić oryginalną islandzką wełnę Lopi. 

I tak o to stałam się posiadaczką mojego pierwszego Lopapeysa! A raczej nie do końca ja, tylko mój Mąż, który przed wakacjami zażądał ręcznie dziergane swetra :-) Nieźle mnie to zmotywowało, nie?

W ekspresowym jak dla mnie tempie około tygodnia (nadal nie mogę w to uwierzyć!), wydziergałam męski sweter w rozmiarze L (a nawet może XL - wyszedł troszkę za duży). Jak na pierwszy to jestem z niego baaardzo zadowolona i już wiem, że nie jest ostatni!

Mąż we własnej osobie i we włąsnym swetrze poniżej:






Jak przyszła do mnie paczka z miniiceland i pierwszy raz dotknęłam wełnę, to pomyślałam, że przypomina szorstki, drapiący worek na kartofle :-) Ale spodziewałam się tego. Przygotowałam się merytorycznie. Po praniu sweter stał się na prawdę mięciutki, w porównaniu z tym co przyszło w motkach :-) Nadal nie nadaje się do noszenia bezpośrednio na ciało, ale jako odzież wierzchnia, chłodnymi wieczorami sprawdzał się idealnie. Mimo, że jest odrobinkę za duży, to właściciel jest zadowolony - będzie to wyjazdowy sweter, idealny na kajakowe wypady! Ja też taki chcę!!!

Wzór na sweter zaprojektowałam sama, posiłkując się tym co znalazłam w internecie, broszurką, która przyszła z motkami i przede wszystkim korzystając z aplikacji knittingpatterns.is, na którą przypadkiem natrafiłam. 
Wełna to Alfaslopi, czyli gruba, ciepła i nieprzędziona 100% wełna lopi.
Druty 6.0 mm.

Pozdrawiam wiosennie!

wtorek, 19 maja 2015

9 majowych czapek z Pirenejów

Majowe wakacje udały się wspaniale i to pod wieloma względami :-) Przede wszystkim sporo pływaliśmy na kajakach, a to nie zawsze się udaje. Mimo planowania wyjazdu warunki mogą być bardzo różne i niektóre rzeki były np. suche lub niosły zbyt dużo wody, by można było nimi bezpiecznie spłynąć. Na szczęście z reguły woda dopisywała i mogliśmy się cieszyć pięknymi górskimi rzekami hiszpańskich Pirenejów :-) A widoki i krajobraz były cudowne!

Podróżowaliśmy samochodami, a że do Hiszpanii jest kawał drogi to zrobiliśmy łącznie ponad 6,5 tys. km i głównie wtedy powstawało moje 9 pirenejskich czapek :-) Tym samym zaliczyłam już z niezłą górką wyzwanie 12 czapek w 1 rok. Ale na szczęście dla kajakarzy sezon na czapki się nie kończy, więc pewnie nie są to ostatnie w tym roku.



Niektóre czapki powstały z wełny specjalnie zafarbowanej na wakacje, a wszystkie były prezentem i pamiątką dla towarzyszy wyprawy. Bardzo lubię dziergać dla konkretnych osób - staram się dopasowywać do kolory i wzory do stylu i charakteru.

Bardzo żałuję, że przez przeszło 2 tygodnie nie udało mi się zrobić czapkom porządnych zdjęć, tym bardziej, że warunki były do tego przednie, ale albo pływaliśmy albo dziergałam albo zawsze coś było innego do roboty, dlatego zdjęcia zostały zrobione... w drodze powrotnej do Polski. Na drugiej stacji benzynowej w kraju, wczesnym rankiem, po 25 godzinach podróży w samochodzie, między kawką i hot dogiem. Wszyscy byliśmy wymięci, niewyspani i troszkę smutni z powodu końca wakacji, ale wiedziałam, że jak nie zrobię zdjęć to już czapek mogę nie zobaczyć :-)













Jeśli chodzi o same wakacje to bardzo lubię ten sposób wypoczywania. Kajaki są moją pasją od kilkunastu lat no i oczywiście mam Męża kajakarza :-) 

Oprócz mnie na wyjeździe było więcej dziewiarek, więc wspólnie zrobiłyśmy czapki dla całej ekipy. Na poniższym zdjęciu tylko 2 czapki zostały zrobione wcześniej - reszta powstała w Hiszpanii. 



Ponadto utwierdziłam się w przekonaniu, że czapki to ja dziergać lubię najbardziej. Jak przeglądam Wasze blogi to bardzo zazdroszczę przede wszystkim swetrów i innych praco- i czasochłonnych robótek, bo u mnie z tym ciężko. Nie potrafię czegoś co ma tak dużo oczek w określonym czasu skończyć (biedna Lukrecja już tyle miesięcy czeka na rękawy!), ale czapek mogę robić dziesiątki, nigdy mi się nie nudzą i nigdy długo nie czekają na dokończenie :-)

Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że troszkę zdjęć z Hiszpańskiej przygody uda mi się pokazać na blogu, tylko musimy się uporać z ich posegregowaniem!